poniedziałek, 23 października 2006

o rzeczywistości

Chodzi o to, że mam tego dosyć. Codziennie rano budzi mnie alarm wątpliwości, albo kompletna pustka. Dwa razy dziennie biorę, już niepomagającą, pigułkę spokoju. Co kilka dni tnę sobie ręce, mając nadzieję, że ktoś w końcu zauważy blizny. No wiesz, pokazówka. Kilka razy w tygodniu upijam się i mówię za dużo tym, którzy mnie znają, albo tym, których nie znam sama ja. Później nie patrzę im w oczy. Chociaż w oczy rzadko komu w ogóle patrzę. Boję się. Zaczynam słyszeć dziwne odgłosy, wydaje mi się, że ktoś siedzi w pokoju obok, kiedy nikogo tam nie ma. Zaczynam zastanawiać się, co tak naprawdę jest prawdziwe. Czy prawdziwa jestem ja? Czy prawdziwy jesteś ty? Czytam fora, na których ludzie opisują, jak to okazało się, że rzeczy/zjawiska, które wydawały im się oczywiste i były z nimi od zawsze, okazują się wytworem ich wyobraźni. A potem jeszcze bezsens przechodzenia do porządku dziennego.
I znowu koniec jesieni - nie mam siły się zmuszać.
I już prawie nie ma dnia, w którym bym nie myślała: jak?
Szukam sposobów wszędzie.
I tak, muszę szukać wyższego sensu, bo nie cieszy mnie już nic.
I jest to tak cholernie banalne.

wtorek, 17 października 2006

bez czasu

Jedni, by widzieć więcej, więcej czuć, sięgają po narkotyki, w ten sposób otwierając "wrota percepcji", zarazem degradując własny umysł. Jeszcze inni noszą to szaleństwo w sobie.